Mówią Ci – bądź sobą. Nie oglądaj się na innych. Nie sugeruj cudzym zdaniem. I nie próbuj dopasować do cudzych oczekiwań. O tym jak to zrobić, często milczą, a Ty masz natłok myśli i problem ze zdefiniowaniem siebie.
To normalne, wiesz? To, że się miotasz, że masz wątpliwości, błądzisz. Być może zanim znajdziesz własną drogą, odkryjesz kim jesteś i czego chcesz, upłyną nie miesiące, a lata. I jest całkiem prawdopodobne, że ostro się w tym czasie potłuczesz.
Wiem co mówię. Serio. Sama się jeszcze nie zdefiniowałam, ale wiem, jak uczynić ten proces łatwiejszym. Krok po kroku. Metodą eliminacji. Rozglądam się wokół i myślę sobie: taka nie będę!
To miało być tak…
Miałam skończyć liceum. Skończyć dobre studia. Znaleźć nieźle płatną pracę. Wyjść za mąż. Wziąć kredyt. Kupić mieszkanie, a najlepiej dom. Urodzić dzieci. Świetnie gotować, a jeszcze lepiej piec. Mieć psa, samochód i stałe zatrudnienie. Przez pięć dni zarabiać, w sobotę sprzątać, w niedzielę spędzać czas z rodziną. Wieczorami czytać książki. Od czasu do czasu spotykać się ze znajomymi i tak typowo po polsku ponarzekać przy kawie, piwie, może grillu.
Wszystko jednak poszło inaczej…
Skończyłam liceum z nie najgorszym wynikiem. Studia też, ale zupełnie nieprzyszłościowe, bo wybrałam je kierując się zainteresowaniami, a nie logiką. Wyszłam za mąż. Na kredyt kupowałam wymarzoną suknię, nie mieszkanie. Odkryłam, że nie lubię gotować, ani piec i nie chcę urodzić dziecka dlatego, że wypada. Zamiast psa mam kota, samochody pojawiały się i znikały. Teraz jest etap pustego miejsca parkingowego.
Praca to temat na zupełnie osobny wpis. Zarabiam czasem przez pięć dni, czasem przez siedem, bo odkryłam zalety freelancingu i korzystam z nich, gdy wyjdę z biura, w którym pracuję na etacie. Sprzątam wtedy, kiedy jest brudno. Lub gdy mam czas. Miło, gdy jedno z drugim się pokrywa. Do rodziny mam daleko i często nie odróżniam soboty od niedzieli. Książek czytam coraz mniej, za to częściej widuję się ze znajomymi. Odkryłam jak ważne jest otaczanie się ciekawymi, pozytywnymi ludźmi. Uczę się nie narzekać, bo ani to nie przynosi ulgi, ani rozwiązań.
Taka nie będę!
Zrozumiałam, że wizja mojego życia była wizją podpatrzoną. Cudzą. Opartą na schemacie, który wydawał mi się słuszny, a który szybko zweryfikowało życie.
Krok po kroku odkrywam jaka nie chcę być. Odrzucam to, co mnie uwierało. Ludzi, którzy mnie ograniczają. Rzeczy, co niczego do mojego życia nie wnoszą. Nietrafione schematy, w które wpisałam się siłą rozpędu. Wprowadzam w życie obce mi doświadczenia, przełamuję kolejne bariery i wsłuchuję w siebie. Jeśli coś wywołuje poczucie dyskomfortu to znak, że to nie dla mnie.
Uczę się odwagi. W wyrażaniu emocji, w poszukiwaniu własnej drogi. Przez większość mojego dorosłego życia dążyłam do stabilizacji. Teraz już wiem, że ten stan nie jest dla mnie, bo zabija mnie od środka. Próbuję nowych rzeczy, szukam nowych zajęć oraz wyzwań i oceniam, czy dobrze się z nimi czuję. W ten sposób wiem o sobie coraz więcej.
To jest mój sposób na to, by odkryć kim jestem. A Twój?
15 comments
Aniu,
przepiękny tekst. Dużo w nim prostych, a jakże ważnych mądrości.
Najbardziej urzekło mnie zdanie:
“Zrozumiałam, że wizja mojego życia była wizją podpatrzoną”
Mój sposób i motto:
Rób Rzeczy Nowe. Rób Rzeczy Trudne.
A zobaczysz w sobie siłę, której nigdy wcześniej nie widziałeś.
oraz:
Zagubić się to ludzka rzecz.
Odnaleźć się to boski skarb.
Droga do prawdy o sobie i przez kontakt ze sobą poznawania i odkrywania świata to w mojej opinni najcenniejsza z dróg.
I choć zdobędziemy czasem jakiś szczyt, to tylko wówczas możemy się przekonać czy “widoki” które zastaliśmy są dla nas.
Dlatego trzeba nieustannie “kopać”, szukać nowych ścieżek i dróg.
Tym żyje od pamiętnego dnia 10.10.2010r, gdy podczas 11 edycji maratonu poznańskiego kibicowałem koledze podczas maratonu, a przy macie z megafonów, jak grom z jasnego “spadły” na mnie słowa speakera… co było dalej to trochę już wiesz 🙂
Najważniejsze by próbować nowych rzeczy. Nie zrażać się i nie słuchać ludzi mówiących, że nie wypada. Masz rację, że często snujemy marzenia pod schemat. Głównie chyba rodzina oczekuje od nas, ze będziemy mieli idealne życia. Wiadomo chcą dla nas dobrze ale nikt nie idealnego życia. Są zwroty, upadki ale też masa możliwości by zboczyć z wyznaczonej ścieżki. Zbaczając można się zagubić albo znaleźć prawdziwe szczęście. To czy zaryzykujemy zależy od na samych.
O tak, nie zrażać się. To bardzo ważne, zwłaszcza, gdy chce się odejść dalej od wtłaczanych do głowy schematów i ludzie wokół nie chcą tego zaakceptować. Równie ważna jest wspomniana akceptacja tego, że bez porażek się nie obejdzie, że pomyłki wpisane są w nasze poszukiwania.
W sumie zawsze żyłam poza schematem, aczkolwiek sądziłam (w wieku 18 lat) że kiedyś w niego wpadnę, bo …nie widziałam innych opcji. Uznałam, że system mnie kiedyś dopadnie. Tak się nie stało. Kiedy poznałam Boga, moja prawdziwa tożsamość została uwolniona i w ogóle okazało się, że Bóg gardzi schematami 🙂 No i mnie to bardzo odpowiada 🙂
Miło czytać taki komentarz. Dobrze jest mieć poczucie, że się trafiło w swoje miejsce, swój czas i żyje zgodnie ze sobą. 🙂
Dodaj do tego zestawienia mamę, która od zawsze wiedziała, że chce być nauczycielką przedszkolną i jej przeczucie się sprawdziło. A urodziłam się ja, która do tej pory to w sumie nie jest nawet pewna, czy ten cały freelancing to jest “to”, ale jak na razie, jest najlepsze ze wszystkiego, co wybrałam w życiu 😉
I moje studia zdecydowanie też były z pasji, a nie z rozsądku (socjologia).
Ja swoje poszukiwanie siebie, zaczęłam od odrzucania tego, czego nie chcę w życiu. Okazuje się, że czasem to “nie chcę” wystarcza, by powoli zbliżać się do punktu “tą osobą jestem”, nawet jeżeli to punkt bardzo niesprecyzowany.
Z drugiej strony, to dość ciekawa podróż, pozwalająca nie zamykać się w “muszę”. Choć bywa i frustrująca, gdy społeczeństwo dookoła za nic nie chce zrozumieć wielu decyzji (dziwnym trafem to zawsze dawno niewidziani życzliwi znajomi albo odległa rodzina, która wie lepiej — nigdy ci najbliżsi).
Motyw mamy rozumiem doskonale. Nawet zawód się zgadza, tyle, że w przypadku mojej mamy nie jest to przedszkole a szkoła. I to na pewno sprawiło, że i ja chciałam mieć od razu taką pracę z powołania, a fakt, że żadnego powołania nie czułam, okazał się dość frustrujący.
Początki więc mamy bardzo podobne. Ja też szukałam i wciąż szukam odrzucając. Póki co ta metoda się sprawdza. Czuję, że jestem na dobrej drodze.
A reakcja innych… Cóż… Są ich problemem, nie moim. Może łatwo mi to pisać, bo mam silne wsparcie bliskich mi osób – rodziny, przyjaciół, ale wychodzę z założenia, że jeśli komuś nie podoba się to jak funkcjonuję, to z jego życiem jest coś nie tak. Inaczej nie zajmowałby się nie swoimi sprawami. Zwyczajnie szkoda by mu było na to czasu. 🙂
Wczoraj przeczytałam słowa, że dzisiejsze życie – jat na pokaz – taka gładka wyszywanka, a pod spodem cała plątanina nici. Lepiej chyba wyszywać wolniej i może nie tak ładnie, ale nici nie plątać.
Pięknie powiedziane. Mam pomysł na wpis, który zahacza o ten temat.
Szalenie smutne jest to, że często wstydzimy się naszego życia takim jakie jest. A funkcjonowanie w social mediach jeszcze ten stan pogłębia. Wystarczy spojrzeć na Instagram, gdzie wiele kont jest niby o codziennym życiu, ale wydają się mało rzeczywiste, niezbyt realistyczne. Miło się patrzy na idealne śniadania, mieszkania i życia, ale czy one są prawdziwe? Wątpię, niestety.
Bardzo, ale to bardzo mądry i potrzebny wpis. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Mam nadzieję, że wiele osób na niego trafi.
Dziękuję. Miło mi to czytać. 🙂
Bardzo mądre słowa. 😊
Dziękuję. 🙂
Wbrew pozorom odróżnienie tego, co jest Twoim pragnieniem, a tym, co narzucone z zewnątrz, wcale nie jest takie proste. Dobrze, że o tym napisałaś.
Dziękuję. 🙂
Napisałam o tym właśnie dlatego, że uważam, że to niełatwe. I sama jestem przykładem potwierdzającym tę teorię. Zbyt łatwo przyjmujemy to, co narzucone z zewnątrz.